W sobotę 11 września uczniowie szkolnego koła turystyczno-krajoznawczego „TRAPER” wyruszyli w plener. Pierwsza w tym roku szkolnym wycieczka była kameralna. Mam nadzieję, że na następnych wyprawach będzie nas więcej. Trzeba jednak przyznać, że w grupie dwudziestoosobowej zwiedza się i poznaje świat bardzo dobrze.
Sobotni wyjazd miał wyglądać zupełnie inaczej. Planowany był spływ kajakowy rzeką Pilicą od Tomaszowa Mazowieckiego do Spały. Pogoda jednak spłatała nam niezłego figla, poziom wody w rzece bardzo się podniósł i bezpieczny spływ okazał się niemożliwy.
I tak w chłodny sobotni poranek wyjechaliśmy do sąsiedniego miasta – Góry Kalwarii.
Niby znamy to miasto, przejeżdżamy tamtędy udając się w dalsze podróże, ale w niektórych miejscach byliśmy po raz pierwszy. I tak zupełnym zaskoczeniem był urokliwy kościółek braci Marianów z XVII wieku. Swoją konstrukcją przypomina do złudzenia kapliczkę w górach. Otoczony pięknym parkiem, w którym znajdują się monumentalne stacje drogi krzyżowej. Jej autorką jest pani Anna Grocholska. Jest to według mnie najpiękniejsza droga krzyżowa na Mazowszu.
O historii Góry Kalwarii i historii zakonu braci Marianów opowiadał nam pan Wojciech Prus-Wiśniewski . Wraz z żoną Bożeną założyli małe muzeum regionalne. Atmosferę poprzednich wieków czuje się już na posesji. Zgromadzono tam różne przedmioty codziennego użytku z XIX i XX wieku. Dla młodszych uczestników takie urządzenia jak wialnia czy wyżymaczka to naprawdę egzotyka (nie mówiąc już o żelazku, co „duszę ma”). Z jeszcze większym zaciekawieniem słuchaliśmy opowieści o procesie powstawania masła czy technologii produkcji lnu albo papieru. Fascynujące były też oryginalne stroje zakonników z XIX wieku i ludowe stroje nowosądeckie. Wszak ojciec bł. Stanisław Papczyński, założyciel zakonu Marianów urodził się w Podegrodziu koło Nowego Sącza. Należy jeszcze dodać, że ojciec Stanisław był spowiednikiem i doradcą króla Jana III Sobieskiego.
Zbiory muzeum są bardzo bogate. Obejmują dokumenty historyczne, militaria, rękodzieło artystyczne, wyroby rzemieślnicze, pamiątki z podróży gospodarzy po Europie, Azji i Afryce.
Największym „skarbem” muzeum jest bez wątpienia pan Wojciech Prus-Wiśniewski. Gdyby mógł zatrzymać nas do wieczora, to by jego gawędom nie było końca. I trzeba przyznać, że słucha się go z „zapartym tchem”.
Po tej emocjonującej wizycie wybraliśmy się do centrum miasta. Tutaj odbył się konkurs z nagrodami. W ten nietuzinkowy sposób powtórzyliśmy wiadomości, które przekazał nam
przewodnik. Były jeszcze ćwiczenia z posługiwania się mapą i busolą i wymarsz na tereny przykościelne. Obejrzeliśmy panoramę doliny Wisły i zamku w Czersku. Potem udaliśmy się na spacer główną ulicą do obiektu zupełnie nie zabytkowego ale bardzo, bardzo miłego – cukierni.
Po spożyciu miejscowego specjału - kremówki jeszcze rzut oka na budynki ratusza, kaplicy kryjącej doczesne szczątki biskupa Wierzbowskiego (założyciela miasta), jatki (dawne kramy sprzedające mięso) i powrót do Konstancina.
Do zobaczenia na następnej wyprawie.
Elżbieta Rydel-Piskorska